Tuesday 13 September 2011

I wcale nie trzeba znać języka :)

Wchodzę dziś do supermarketu i widze, ze induski sprzedawca jest tak zajety ogladaniem jakiegoś filmu na mini telewizorku, że zupełnie nie zwraca uwagi co do niego mówię. Wsłuchuję się lepiej i słyszę, że to film w języku rosyjskim. Wreszcie zauważona pytam sprzedawcę:
-Mówisz po rosyjsku??
-A nieee.. tylko lubię :D

Saturday 10 September 2011

Afgańczyk wraca do domu

Już nigdy, przenigdy nie powiem, że mój mąż nie wykazuje żadnej intencji do zaskakiwania czy romantyzmu. Miał wrócić dzisiaj. Wrócił wczoraj :) Totalna niespodzianka i zaskoczenie :) Po prostu nacisnął dzwonek do drzwi i JEST!
Wiele razy mu mówiłam, że mógłby mnie czasem czymś zaskoczyć i się doczekałam. Niespodzianka się udała! :) Przegadaliśmy pół nocy stęsknieni i szczęśliwi. Kocham takie powroty!

Friday 9 September 2011

Działo się

Ucichłam na kilka dni. Nie miałam kompletnie czasu ani chyba nawet weny. Problemy i obowiązki jakby się namnożyły. Mój Afgańczyk dopiero jutro wraca do domu po całym miesiącu w Pakistanie. Cały miesiąc wszystko było na mojej głowie: dziecko, dom, firma. Ostatni tydzień to kompletne urwanie głowy. Jak nigdy kładłam się spać razem z córka i zasypiałyśmy już około godziny 20.
7 września był pierwszy dzień przedszkolny. Wcześniej był tzw. Summer Camp. Bardzo się cieszę, że ja zapisałam bo uniknęłam masakry pierwszego dnia w przedszkolu. Gdy mała zaczęła swoją przedszkolną przygodę to w grupie była cisza, niewiele dzieci, spokój i bardzo szybko się wdrożyła. Przedwczoraj te dziecięce jęki nawet mnie przeraziły. Te dzieci nie płakały tylko wyły! Jakiś koszmar! Rodzice przestraszeni pod przedszkolem a ja spokojnie, po dostaniu buziaka od córki, pojechałam sobie do domu :)
W Pakistanie problem goni problem ale nawet nie chce mi się o tym pisać.
W firmie potrzeba rewolucja bo się okazuje, że nie można ufać pracownikom.
W Emiratach nadal upały, choć ostatnie 2 wieczory były nawet przyjemne ale nadal upalne i wilgotne.
Jestem zmęczona i zestresowana, ale to minie :)
Czekam na męża :)

Saturday 3 September 2011

Made in Kerala

Miejsce akcji: przed jedną z wielu kafeterii.
Ja: Jakie Pan ma kanapki?
Keralati: Z kurczakiem, wołowiną, jagnięciną, wątróbką z kurczaka
Ja: To poproszę dwie z wątróbką.
Keralati: Ale nie mam z wątróbką.
Ja: No ale przed chwilą Pan wymieniał
Keralati: Nie, nie, nie mam z wątróbka.
Ok....

Miejsce akcji: dom, dzwonie do Madina Supermarket
Ja: Proszę mi dostarczyć to, to i to.
Keralati: Coś jeszcze?
Ja: Nie, to wszystko
Keralati: Jaki adres?
Ja: (Podaje adres)
Keralati: Ale nie mamy dostawy do domu.
Ja: No to po co spisuje Pan zamówienie?
Keralati: Nie, nie mam dostawy. Za dwie godziny.
Ok.........

Ktoś kto pomieszka trochę w Emiratach na pewno będzie miał na koncie więcej lub mniej przejść z mieszkańcami Kerali, zwanymi Malu (od ich języka Malayalam). Według mnie inteligencją to oni nie grzeszą. Poza tym zachowują się w dość specyficzny sposób i są najgorszymi kierowcami świata - to wkurza mnie najbardziej. Jeżdżą bardzo wolno, myśląc, że wolno oznacza bezpiecznie, potrafią raptownie nacisnąć na hamulec na środku autostrady bez żadnego powodu i bardzo często jeżdżą z nogą na hamulcach ;) Poza tym nie umieją się zachować. Taki Keralati potrafi przed nosem zamknąć drzwi windy widząć, że ktoś jeszcze próbuje dobiec. Oj klęłam na nich wiele razy.
Malu są obiektem żartów. Ich język i sposób bycia jest często parodiowany przez tutejszych oraz expatów z innych krajów.







Malu w Emiratach stanowią chyba z 70% populacji. Pracują na różnych stanowiskach. Małe sklepiki i kafeterie są w 100% prowadzone przez nich.
Jedno trzeba im przyznać. Robią najlepszy karak, czyli herbatę z mlekiem - o tym w kolejnym poście :)

Thursday 1 September 2011

Święta, święta i po świętach :)

Tym samym Eid Al-Fitr 2011 uważam za zakończony :) Dziś robiłam totalne "nic". Cały dzień a to na kanapie, a to w łóżku, a to przy kompie, a to przed telewizorem i tak się snułam po domu przez prawie 12 godzin :) Mogę powiedzieć jedno - chcę już iść do pracy. Mam dosyć leniuchowania bo nie robie nic innego od tygodnia. Najpierw ja byłam chora, później córka, od niedzieli w biurze już było wolne ze względu na Eid a teraz jeszcze 2 dni weekendu wrrr :D Od tego odpoczywania stałam się zmęczona i naprawdę czekam na niedzielę aż wszystko znowu zacznie normalnie funkcjonować :) Pewnie dlatego tak rwę się do pracy bo w niedzielę zaczynam pracę nad arcy-ciekawym projektem, który mam nadzieję zrewolucjonizuje Arabów :D Trzymajcie kciuki bo na razie wszystko jest okryte tajemnicą!




Eid dzień drugi - Bidiyah i Khor Fakkan

Ileż to już razy tam jeździłam? Są jednak takie miejsca, do których chętnie się wraca. Zwłaszcza, gdy chce się uciec od zgiełku miasta. Już sam dojazd do Khor Fakkan potrafi mnie odstresować. Wolę jednak gdy na miejscu nie zastaję takich tłumów jak wczoraj ale to w końcu Eid :)

No to jedziemy:

Krótki przystanek nad Zatoką w Dibba:






I jedziemy w stronę Bidiyah:




Tłumy przed meczetem w Bidiyah (tutaj można poczytać więcej o tym miejscu http://www.happymuslima.com/2009/11/pokaze-ci-cos-niezwyklego-powiedzial.html):





I jedziemy do Khor Fakkan:


Centrum miasteczka:


Najpopularniejsze miejsce w Khor Fakkan, czyli czas na relaks i lunch:)




I wracamy:



Może owoce?


Kocham emirackie ronda :)