Który to już raz próbuję powrócić do bloga? Za każdym razem jednak kończy się fiaskiem. Może teraz będzie inaczej...
No tak... jest mi głupio, że nie piszę, bo dostaję sporo maili, mnóstwo ciepłych słów dotyczących bloga, propozycji współpracy a jakoś olewam. Ale to nie tak... nie olewam tylko kompletnie nie mam czasu. Za wszystkie maile dziękuję i obiecuję, że odpiszę jak najszybciej :) Dużo się dzieje. Chciałabym opisać te ostatnie 3 miesiące w punktach.
1. Dobrze nam w Warszawie :) Zaczyna się zielenić, przyszła wiosna. Co prawda wciąż chłodna, ale wiosna! Taka, jakiej w Emiratach nie ma!
2. Przeszliśmy przez procedurę przyznania karty pobytu dla mojego męża. Pojutrze ma termin odbioru. Było dochodzenie, było interview, wszytko było :) Poszło sprawnie i mąż stał się 75% Polakiem (moja skala - 50% zyskał żeniąc się ze mną, 25% - dostając kartę)
3. Kamila zaczęła przedszkole. Troszkę niefortunnie, bo od tygodnia jest w domu z ospą. Prawdą jest jednak, że małe dzieci przechodzą ospę niezwykle lekko. Obyło się bez gorączki, bez miliona wyprysków, bez marudzenia. Już odpadają strupki więc, na ogromną prośbę chorej, jutro zaliczymy pierwsze, poospowe wyjście do ogródka.
4. Odwiedzają mnie znajomi i rodzina. Aż chce się żyć!
5. Zarejestrowaliśmy firmę w Warszawie i harujemy od rana do nocy. Tu proszę trzymać kciuki! Odbyliśmy już sporo spotkań i mogę stwierdzić, że środowisko polskiego biznesu zmieniło się naprawdę pozytywnie!
6. Mąż nadal przyrządza afgańskie specjały. Pyszności!
7. Nadal mam na pieńku z polskimi konwertytkami.
8. Planuję ten nasz ogródek doprowadzić do stanu ogródka tylko, że zupełnie nie mam pojęcia jak to się robi :D W życiu nie miałam ogródka! Aaaaa!
9. Mąż znowu leci do Dubaju, tym razem na 2 tygodnie. Ostatnio był 1,5 miesiąca. Pod koniec czerwca planujemy lecieć razem. Będą nowe zdjęcia na bloga :)
10. W ogóle kocham Was wszystkich czytających moje wypociny, bo czuję, że blog zaczął już żyć własnym życiem, że komuś się przydaje i że powinnam pisać dalej :)
A teraz życzę wszytkim dobrej nocy! Zawsze byłam nocnym markiem i wena nadchodziła po północy...