Wstałam dzisiaj rano, a raczej zwlokłam się z łóżka. Obudziłam córkę, która absolutnie nie zamierzała wstawać, przykryła się cała kocem mówiąc tylko "Mamo, jeszcze nie". Co u licha? Powieki nadal opadają, w domu jakoś zimniej niż zwykle. Wyglądam przez okno a tam szaro, buro i ponuro. Pomyślam sobie: "Nareszcie!" :) Wyszłyśmy z domu o 7.30. Na dworze przyjemny chłód, samochód brudny bo w nocy padał deszcz i zostawił brudne ślady, jechałam do pracy bez klimatyzacji i cieszyłam się strasznie, że nareszcie jest chłodniej. Niestety, ale znowu świeci słońce ;)
Kilka dni temu w mediach strasznie przeżywano, że nadchodzi deszcz i ochłodzenie, jakby to było coś naprawdę nadzwyczajnego (no.. w Emiratach jest nadzwyczajne). Ani deszcz, ani ochłodzenie nie nadeszło. Moje dziecko było strasznie zawiedzione, bo wymarzyła sobie piękna parasolkę a tu nie było potrzeby :)
Ostatnio mówiłam do męża, że marzy mi się, że zamarznę po wyjściu z domu o poranku :) Pamiętam, że zawsze marzyłam o życiu w ciepłych krajach a gdy przyszło co do czego to narzekam jak stara baba na te upały.