Miejscem, które ostatnio próbuje zasłynąć na mapie kulinarnej Dubaju jest niewielka restauracja Kabab Kolony na Karamie. Głównym założeniem właścicielki jest odwzorowanie oryginalnych smaków, które królują na "food streets" w Indiach i Pakistanie. Ponieważ trafiliśmy na krótki program w telewizji, w którym to prowadzący ochał i achał na temat jedzenia w Kabab Kolony, również i my postanowiliśmy owo miejsce spraktykować. W ichniejszym menu dostaniemy biryani, karahi, keema, itp czyli typowe dania indyjsko-pakistańskie ale Kabab Kolony najbardziej promuje kabab rolls - kebab zawijany w parhatę lub chappati. Parhata to coś w stylu lokalnego naleśnika a chappati -chyba każdy słyszał - rodzaj indyjskiego chleba. Ja osobiście nie przepadam za chappati więc mój wybór padł na kebab w parhacie. Za 3 osoby - 3 kabab rolls+3 zimne napoje zapłaciliśmy 45 dirhamów. Jeśli chodzi o czas oczekiwania to mam dylemat, bo zastanawiam się czy czekaliśmy ponad 20 minut bo tak normalnie się czeka czy też było to spowodowane tym, że byliśmy jednymi z pierwszych gości zaraz po otwarciu. Niemniej jednak 20 minut oczekiwania na zawijaną kanapkę to dość długo. Lokal jest mały ale 2-poziomowy. My wybraliśmy stolik na górze. Na ścianach zawieszone są obrazki starych reklam więc można jakoś zabić czas. Stolików jest niewiele. Po 20 minutach dostaliśmy nasze zamówienie i muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś bardziej "WOW", niemniej jednak kebab był całkiem niezły natomiast parhata to porażka! Była tak tłusta że tłuszcz kapał po rękach. Generalnie w skali 1-10 daję 5. Następnym razem spróbuję innych dań z ich menu więc być może ocena skoczy w górę :) Kabab Kolony znajduje się w Al Karama na przeciwko Spinneys.
Thursday, 31 July 2014
Eid Al Fitr 2014
Święta, święta i po świetach. Po świętach i po Ramadanie. Tegoroczny Ramadan przeleciał mi jak strzała. Nie dość, że rozleniwiłam się bardzo to jeszcze w tym lenistwie musiałam zebrać resztki energii aby urządzić dom. Cztery pokoje, kuchnia, mała jadalnia i 2 łazienki. Do tej pory brakuje mi kilku mebli ale to nic w porównaniu z całością :) W Ramadanie wszystko toczy się zupełnie innym rytmem. Zakupy robiliśmy grubo po 22giej. Do domu wracaliśmy przed 3cią nad ranem. Spaliśmy po Fajr (po modlitwie porannej). Zegar się zupełnie rozregulował. Po tym całym szaleństwie nadszedł wreszcie Eid Al Fitr! Świętowaliśmy trzy dni. Jak przystało w Eid, wyruszyliśmy w drogę do Khor Fakkan. Jest to małe, turystyczne miasteczko położone zaraz za Fujairah. Muszę przyznać, że nie byliśmy w tych rejonach ze cztery lata i to co zobaczyliśmy bardzo pozytywnie nas zaskoczyło. Fujairah bardzo się rozbudowała. Nowe budownictwo, centra handlowe, nowe restauracje, hotele. Khor Fakkan również zmieniło się nie do poznania. Właśnie tak powinny się rozwijać miasta. Chciałam tylko dodać, że Khor Fakkan mimo, iż leży tak blisko Fujairah to należy do emiratu Sharjah. Khor Fakkan to najsłynniejsza, obok Al Ain i Jebel Hafeet, eidowa baza wypadowa :) W tym roku był tam eidowy bazar, można było kupić wszystko od sztucznej biżuterii, perfum, piżam i abayi po garnki, szafki, dzbanki itp. Najistotniejszym punktem programu dla naszej córki było jednak wesołe miasteczko. Nie było oczywiście tak okazałe jak w Festival Center w Dubaju. Muszę tu dodać, że pogodę ostatnio mamy straszną. Upał i wysoka wilgotność powietrza, co oznacza, że po kilki minutach na zewnątrz leje się z człowieka jak po deszczu :) Dzień drugi spędziliśmy w połowie na lenistwie, a w połowie w Dubaju. Dzień trzeci zakończył się kinem i tak oto Eid Al Fitr 2014 dobiegł końca. A teraz kilka zdjęć z wypadu do Khor Fakkan:
Sunday, 20 July 2014
Thursday, 17 July 2014
Stary-nowy mebel
Wynajmując dom dostaliśmy kuchnię z takim oto meblem:
Co myślicie? :)
Byliśmy oczywiście zdecydowani go wyrzucić i zastąpić czymś nowoczesnym. W ostatniej chwili, z sentymentu chyba, bo moje obie babcie miały podobne meble w kuchni, zdecydowałam się podjąć próbę odnowienia zniszczonego staruszka. Nakład finansowy wyniósł 100 dirhamów. Pracy przy tym trochę było a mój kuchenny mebel wygląda obecnie tak:
Monday, 7 July 2014
Przedłużenie pobytu turystycznego w Emiratach
Jak już wcześniej pisałam, od marca Polacy nie potrzebują wizy do Emiratów. Na lotnisku zostaje nam wbita pieczątka uprawniająca nas do pobytu na terenie ZEA przez 30 dni. A co jeśli tak nam się tutaj spodoba, że 30 dni to za mało? Wówczas trzeba przekroczyć granicę i wrócić do Emiratów ponownie. Można również opłacić na miejscu w Dubai Residency and Naturalization Department, ale tą procedurę można wykonać tylko raz. Kolejne przedłużenie wizy musi być wykonane poprzez opuszczenie kraju i powrót. Jak to zrobić najszybciej i najmilej? Jedziemy do Omanu! Ostatnio przepisy wydawania wiz rezydenckich w ZEA się zmieniły, mianowicie do kompletu dokumentów wymaganych wcześniej dołączono obowiązkowy kontrakt mieszkaniowy oraz rachunek za jeden miesiąc na nazwisko sponsora (czyt. męża). Dlatego i my byliśmy zmuszeni przedłużyć nasz pobyt na wizie turystycznej. Oman kocham całym sercem więc chętnie jeździłabym tam co miesiąc :) Co prawda wycieczka bardzo krótka bo zaledwie kilkugodzinna ale jakże urodziwa :) My pojechaliśmy w stronę Al Ain. Granicę przekroczyliśmy w Buraimi. Pamiętam, że kiedyś czytałam w jakimś przewodniku, że okolice Buraimi skrywają w sobie mnóstwo pięknych miejsc jednak nam się nie udało ich zwiedzić. Przekraczając granicę dostaliśmy pieczątkę wyjazdową z ZEA, za 3 osoby zapłaciliśmy 150 dirhamów. Kolejny etap to wjechanie w głąb Omanu na odległość 40 km do Wadi Al Jezzi (kierujemy się w stronę Muscatu). Tam na granicy dostajemy wizę wjazdową do Omanu (mimo, że już od 40 km w Omanie jesteśmy), koszt której wynosi 5 Omani Riyals, czyli 50 dirhamów na 10 dni. I to praktycznie koniec procedury bo zostaje nam wrócić na granicę z ZEA, pokazać paszport, wklepać pieczątkę wjazdową i znowu możemy hulać po Emiratach przec 30 dni. Ja jednak radzę aby tą wycieczkę troszkę sobie przedłużyć bo widoki podczas tych zaledwie 40 km są nieziemskie! Nie mogłam się oprzeć aby nie zajechać do omańskich wiosek, napawać się ciszą, górzystymi widokami, ogrodami palm daktylowych i tą bezgraniczną przestrzenią. Zresztą oceńcie sami:
Buraimi:
I jedziemy po wizę omańską:
Świeże daktyle, prosto z palmy :)
Subscribe to:
Posts (Atom)