Tak mnie dzisiaj naszło na rozmyślania o stosunkach z sąsiadami. To chyba pod wpływem dzisiejszych kilku sympatycznych rozmów z moimi tutejszymi sąsiadami. Wiadomo jak jest w Polsce - dzień dobry do każdego, wymiana uprzejmości i krótka pogawędka z tymi bliższymi sąsiadami. A jak jest w Emiratach? Szczerze powiem, że my żyjemy jak Beduini, a co za tym idzie mieszkaliśmy już w kilku miejscach w Dubaju i w Sharjah. Jeśli chodzi o sąsiadów to w żadnym miejscu nie utrzymywałam z nikim bliższych stosunków. I to wcale nie jest moja wina, bo ja jestem otwarta na nowe znajomości. Czy można sobie wyobrazić, że mieszka się, powiedzmy rok, w jednym miejscu i mijając się pod windą nie powiemy sobie nawet "Salam"? Czy można sobie wyobrazić, że żadne z dzieci sąsiadów nie powie "Good morning" czy cokolwiek? Emiraty są takim miejscem, do którego ludzie przyjeżdżają i wyjeżdżają. Mało kto chciałby nawiązywać nowe kontakty z sąsiadami bo nikomu nie są one potrzebne. Praca-dom, dom-praca. Przemykanie obok z pochyloną głową żeby tylko się nie ukłonić. A jak już przyjaźnie to tylko we własnym gronie narodowościowym. Dziwne to dla mnie bo ciężko się poczuć jak w domu, ciężko się poczuć częścią społeczeństwa zamieszkującego Emiraty. No ale jest jak jest i chyba trzeba po prostu machnąć na to ręką i dumnie do tej windy kroczyć :) I należy tu pamiętać, że to post o sąsiadach bo przyjaźnie zawierane na obczyźnie to temat na osobny post. Może trochę chaotycznie dzisiaj ale mam nadzieję, że wiadomo o co mi chodzi :)